Szukaj na tym blogu

wtorek, 31 marca 2015

Subiektywny przewodnik wokół Jeziora Genewskiego cz.III



Jak wspominałam, Lozanna jest również świetnym miejscem wypadowym do okolicznych miejscowości, znanych m.in. z przepięknych winnic. Poniżej więc mały subiektywny przewodnik po miejscach, które warto zobaczyć, będąc w Lozannie.

LUTRY

 Podobnież wina szwajcarskie zawdzięczają swój smak tzw. trzem słońcom, czyli ciepłu słońca, które bezpośrednio ogrzewa winogrona, ciepłu słońca odbijającego się od tafli jeziora oraz ciepłu promieniującemu nocą z nagrzanym w ciągu dnia białych murków okalających winnice. Niezależnie od smaku wina, same winnice są przepięknie położone na brzegu jeziora genewskiego i warto się przespacerować ścieżkami, które biegną wzdłuż krzewów winnych. My na bliższy kontakt z winnicami wybrałyśmy Lutry, do którego można szybko dojechać kolejką podmiejską z dworca w Lozannie. Tuż obok dworca w Lutry zaczynają się winnice (są zresztą oznaczenia na tzw. szlak winny – można przejść się do winnic na degustacje win, trzeba jednak wcześniej sprawdzić godziny otwarcia – my z tej opcji nie miałyśmy czasu skorzystać), można więc przejść się drogą wzdłuż pól z krzewami. 





Potem koniecznie zejdźcie na brzeg jeziora, żeby nabrzeżną promenadą przespacerować się do centrum Lutry (choć centrum może brzmi zbyt szumnie w tak małej miejscowości). Mnie to miejsce zauroczyło kamieniczkami i niewielkimi domkami tonącymi w kwiatach i wszechobecnym spokojem – tam właśnie chętnie bym zamieszkała (choć przyznam szczerze, że jako szczur zdecydowanie miastowy nie wiem, jak długo wytrzymałabym ten spokój i ciszę;-))









VEVEY
Kolejną miejscowością, którą warto odwiedzić w trakcie pobytu w Lozannie jest Vevey. Jest to miasto- kurort, w którym swego czasu bywało wielu znanych ludzi, to tam mieszkał Charlie Chaplin po tym jak został uznany w USA za persona non grata, tutaj ostatnie lata życia spędził też Henryk Sienkiewicz. Ale to nie koniec – tutaj mieszkali również Fiodor Dostojewski, Wiktor Hugo, Jan Jakub Rousseau, Nikołaj Gogol, Lord Byron, Gustave Eiffel, Ernest Hemingway, Vladimir Nabokov, czy Henri Nestlé, fundator słynnego koncernu, który do dziś ma tutaj główną siedzibę. W mieście pełno jest ciekawych pomników upamiętniających co bardziej znamienitych gości – na głównym placu, niedaleko stacji kolejowej jest punkt informacji turystycznej, gdzie dostaniecie mapkę z zaznaczonymi miejscami, gdzie znajdują się te pomniki – my zrobiłyśmy sobie kilkugodzinny spacer po miasteczku szukając tych miejsc, co trochę przypominało zabawę w podchody, ale dodało atrakcji tej wycieczce. Pomnik Sienkiewicza znajduje się na terenie ogrodu Hotelu du Lac, gdzie Sienkiewicz mieszkał, prawie na końcu promenady. 






 Ale w Vevey są także inne ciekawe pomniki, jak np. ogromny widelec wbity w jezioro. Widelec jest zaproszeniem do odwiedzenia Muzeum Żywności (Alimentarium). Kiedy powstało, było pierwszym tego rodzaju obiektem na świecie. Obecnie oferuje nie tylko możliwość poznania fascynującej historii Nestlé, ale i nader aktywne formy zwiedzania (np. kursy gotowania). My jednak nie miałyśmy czasu, by wejść do środka. Niedaleko muzeum stoi również pomnik Charliego Chaplina w charakterystycznej pozie z laseczką i melonikiem w ręku.




Kolejnym ciekawym pomnikiem w Vevey są rusałki baraszkujące nad brzegiem jeziora. Ale w Vevey jest także muzeum gier (co ciekawe, mieszczące się w niewielkim zamku) – niestety nie wiem, czy warto je polecić, bo zamek obejrzałyśmy jedynie z oddali, spacerując piękną promenadą wzdłuż jeziora z zapierającym dech w piersiach widokiem na Alpy po jego drugiej stronie.












Trochę dalej wzdłuż wybrzeża jeziora natkniemy się na kolejne malownicze miasteczko, znane z festiwalu jazzowego (nota bene akurat się odbywał, kiedy tam byłyśmy, dzięki czemu miałyśmy przyjemność wracać tym samym samolotem co Leszek Możdżer) czy Róż Montreux - festiwalu rozrywki telewizyjnej. W tym miasteczku ostatnie lata życia spędził Freddie Mercury, o czym przypomina piękny pomnik z jego sylwetką w charakterystycznym dla niego geście, usytuowany nad brzegiem jeziora (podobnież jego prochy zostały rozsypane nad jeziorem). Duża część miasteczko jest położona na dość stromych wzgórzach, zaliczenie więc szybkiego spaceru (bo zaraz odjeżdżał nam pociąg) w tamtym kierunku skończyło się dla nas prawie zawałem, ale dla widoku było warto.






Na obrzeżach Montreux leży jednak jego największa atrakcja, czyli zamek Chillon – warowna forteca z mnóstwem przejść podziemnych, lochami i charakterystycznymi zewnętrznymi antresolami, zbudowana tuż nad brzegiem jeziora. To tutaj George Gordon Byron osadził swojego "Więźnia Chillonu" - autograf pisarza jest zresztą wyryty na murze w podziemiach Bonivarda (Francois de Bonivard, przeor klasztoru św. Wiktora koło Genewy za obronę klasztoru przed Karolem III, księciem Sabaudii, został przez niego uwięziony w Chillon w 1530 r. i przykuty na cztery lata łańcuchem do filara). Zamek zdecydowanie warto odwiedzić, dla mnie możliwość myszkowania po jego rozległych komnatach była niesamowitym przeżyciem.















 





Do zamku można dojechać autobusem, pamiętajcie jednak, że to już kolejna strefa, więc jeżeli posiadacie bilet umożliwiający przejazdy po Montreux (my ze względu na festiwal stałyśmy się szczęśliwymi posiadaczkami biletu całodziennego na pociąg z Lozanny i transport miejski po Montreux, który jednak nie obejmował już swoją strefą zamku) prawdopodobnie będziecie musieli dokupić bilet na wyjazd do zamku i z powrotem za kilka euro– uwaga, w Szwajcarii ewidentnie jest również instytucja „kanarów”, czego doświadczyły dwie starsze babcie podróżujące z nami autobusem (jak zakładam właścicielki jakiejś karty emeryta, ale jedna z nich nie mogła jej znaleźć i musiała opuścić autobus wraz z ww. kanarami, by wyjaśnić sytuację na przystanku).

Po odwiedzeniu Montreux czas było wrócić do Lozanny po torby, a stamtąd pociągiem do Genewy na samolot do Polski. Jak widać w ciągu 3 dni można wiele można zobaczyć, ale prawdę mówiąc jeszcze wiele rzeczy zostało do zobaczenia (jak choćby podróż ekspresem lodowcowym w Alpy), więc na pewno tam kiedyś wrócę, a tym z Was, którzy jeszcze tam nie byli, gorąco polecam ten region!